Codzienność – „Pożeracz godzin”…

Wstajesz bo wstać musisz ewentualnie powinieneś wstać – w innym przypadku raczej być nie wstawał lub nawet wstał ale… (zdecydowanie) później…

Gdy już wstaniesz to zaczyna się cała zabawa z Twoimi prywatnie „indywidualnymi rytuałami” – w różnej kolejności i z większym lub też mniejszym naciskiem na jedne przy jednoczesnym minimalizowaniu strat czas na inne…

Gdy już się oporządzić, napoisz i wykarmisz nastaje moment opuszczenia „miejsca zamieszkania” celem udana się do pracy, ewentualnie do miejsca, w którym pobierasz nauki – zależy to od wieku i etapu życia, na którym się znajdujesz…

Zakładając, że pracujesz – „czas aktywności zawodowej w ciągu dnia” kształtuje się w przedziale od 8 do 12 godzin (teoretycznie) samej pracy – oczywiście w praktyce zazwyczaj tyle nie wynosi bo gdy tylko masz ku temu sposobność to bardzo chętnie się chwil kilka (po)obijasz, a jeżeli się to nie udaje to możesz sobie tylko współczuć… 😉

Poza samą pracą jest jeszcze droga, którą zmierzając do „niej” musisz pokonać – jeżeli masz „pecha” to w obie strony – „do i z” pracy zajmować Ci to może godzinę, a nawet dwie… przeklinasz miasto tkwiąc w korku ewentualnie jesteś jedną z przysłowiowych sardynek gnieżdżących się w tramwaju lub autobusie…

„Dzień pracy” (na szczęście) kiedyś się kończy, a Ty wracając do domu odwiedzasz sklep/sklepy celem zakupu pokarmów, którymi będziesz się karmił po powrocie do domu…

„Proces kupowania” to kolejna aktywność marnująca Twój bezcenny czas… wędrujesz pomiędzy sklepowymi pułkami pakując produkty do koszyka ewentualnie wózka… później wykładasz je przy kasie na taśmociąg i po zapłaceniu ponownie pakujesz tym razem do woreczków, reklamówek lub plecaka… zakupione produkty przywozisz/przynosisz i wnosisz do domu… no i co…? kolejny raz je rozpakowujesz i wkładasz do lodówki, szafek, ewentualnie zostawiasz na blacie bo jesteś już zbyt zmęczony aby się nimi dalej zajmować… 😉

Trzeba „coś” zjeść więc jesz, a później po jedzeniu sprzątasz lub też nie sprzątasz… 😉

Nastaje wieczór i z dnia już (prawie) nic nie zostało więc usadawiasz się na kanapie dzierżąc w dłoni pilot do telewizora… oglądasz reżimowo-propagandową telewizję narodową gdzie kolejny raz dowiadujesz się jak to jest wspaniale w naszym kraju, a PKB rośnie jak temperatura w lipcu…

Zmanipulowany wyłączasz telewizor udając się do łazienki celem umycia swojego „zrelaksowanego dniem ciała”… po dokonaniu ablucji kładziesz się grzecznie do łoża celem wcześniejszego zaśnięcia… jeszcze przed zaśnięciem dokonujesz „retrospekcji mijającego dnia” myśląc jednocześnie o dniu kolejnym, który zapowiada się równie wspaniale i wyjątkowo…

Zasypiasz, śnisz lub nie śnisz, sen pamiętasz lub pośpiesznie z pamięci go wymazujesz… za kilka godzin wstaniesz i zaczniesz kolejny raz wypełniać „harmonogram dnia” zaczynając od czynności opisanych w pierwszych linijkach tego postu… no chyba, że „jutro” jest sobota lub niedziela, a Ty jesteś jednym ze szczęśliwców, którzy w ciągu weekendu nie pracują – gdzieś ponoć tacy są ale… jeszcze nikt ich nie widział bo to rzadki, a tym samym „zagrożony wymarciem gatunek”… 😉

6 uwag do wpisu “Codzienność – „Pożeracz godzin”…”

  1. Budzę się o piątej trzydzieści, bo lubię długi rozbieg :-). Po przebudzeniu uruchamiam komputer i robię sobie pierwszą kawę z ekspresu ciśnieniowego, z piękną pianką. Robię leniwy przegląd wydarzeń na facebooku, włączam ulubioną muzyczkę, pakuję do pojemniczków posiłki do pracy, robię drugą kawę z piękną pianką i piszę kilka zdań swojej książki. Następnie przygotowuję sobie ubrania, po czym wskakuję pod prysznic. Później toaleta, spacer z psem i do pracy. Dojeżdżam ponad godzinę w jedną stronę, tramwajem, metrem i tramwajem – przesiadłam się z samochodu kilka lat temu, a w grudniu pożegnałam swojego dwudziestolatka z sentymentem, ale bez żalu. W pracy nie nudzę się, nie mam czasu, ale sobie nie współczuję, bo z niej żyję :-). Ponownie ponad godzina drogi do domu. To codziennie daje ponad dwie godziny na czytanie książek (w tej chwili Grzebałkowska i Beksińscy). Wracam do domu, spacer z psem, przegląd wydarzeń na facebooku, dwa ulubione blogi, kilka zdań do swojej książki, National Geografic lub jakiś dobry dokumentalny film z płyty, książka do poduszki. I tak do piątku – bo prawdziwe życie zaczyna się w piątek wieczorem. W piątek wieczorem jeszcze typowy wieczór, ale już z lampką dobrego czerwonego wina :-).

    Zdarzało mi się już pracować na trzech etatach jednocześnie. W tej chwili w piątek wieczorem resetuję dysk. W weekend nigdy o pracy nie myślę – aż do poniedziałku rano.

    Polubienie

    1. Wstawanie o piątej trzydzieści – podziwiam… 🙂 Sporo masz aktywności przed udaniem się do pracy… To, że się nie nudzisz w pracy jest pozytywne… Lubisz swoją pracę…? Czytanie książek w drodze do i z pracy jest chyba jednym z lepszych rozwiązań na wykorzystanie czasu… metra w moim mieście nie ma, a tym samym nawet nie mam wiedzy jak bardzo jest zatłoczone… Od jak dawna pracujesz nad swoją książką…? i jeżeli można wiedzieć – O czym „ona” będzie/jest…?
      „Piątek (dla większości ludzi to rzeczywiście) tygodnia koniec i początek”… 😉 Resetowanie „dysku” jest bardzo wskazane, a może nawet konieczne… Weekendy mijają bardzo szybko ale… z pewnością są tym co w ciągu tygodnia najlepsze… 🙂

      Polubienie

  2. Czy lubię swoją pracę? Jestem w niej bardzo dobra, więc nie niesie ze sobą zbyt wielu stresów, ale gdybym mogła kiedyś bardziej świadomie wybierać, kiedy jeszcze byłam młoda, wydaje mi się, że wybrałabym coś innego: pracę prawnika, przykładowo, prowadzenie restauracji, a najchętniej podróżowanie z możliwością relacjonowania tego, co obserwuję i przeżywam w podróży – chciałabym podróżować tropem pisarzy. Pisałabym tak, jak Cees Nooteboom.

    Moja książka teoretycznie jest historią o życiu równoległym. O człowieku, który pragnął być dobrym i o kobiecie, która pragnęła spotkać na swojej drodze dobrego człowieka i pokochać go. I o tym, co z tego wynikło. O tym, jak siebie samych postrzegamy, o tym, jak w imię dobra i dobrych intencji rodzi się zło, a przy tym o literaturze, sztuce, o podróżach, o filozofii i .. o pisaniu książek, a także o snach. Tak więc historia tych dwojga, z których jedno pragnie być dobre, a drugie pragnie pokochać kogoś dobrego, jest jedynie pretekstem do pisania o wszystkim, co kocham. :-).

    Polubienie

    1. Jeżeli chodzi o pracę to chyba nigdy nie jesteśmy z niej w pełni zadowoleni bo zawsze mogłaby być pod jakimś względem lepsza – tak chyba już my ludzie mamy…

      Zarys Twojej książki brzmi bardzo interesująco – poruszasz w niej tematy, które są bliskie wszystkim ludziom… dobro i potrzeba otaczania się ludźmi dobrymi przy jednoczesnym otaczaniu się niezwykłością ogólnie pojętej sztuki… w pewnym stopniu filozofia towarzyszy nam każdego dnia i dotyczy wszystkich płaszczyzn życia…

      Pisanie to przygoda umożliwiająca spoglądanie na wiele płaszczyzn życia przy jednoczesnym poznawaniu siebie samego…

      Polubienie

  3. Chomiki w wielkich kółkach machin korporacyjno-rodzinnych. Chyba nie da się tego uniknąć, dlatego zamiast marudzić, jak to bardzo marnujemy swój czas, trzeba postarać się go tak zagospodarować, żeby mieć chociaż trochę frajdy z każdego szybko umykającego dnia. Ja na przykład dojeżdżam po 100km dziennie do pracy, jak nie ma ruchu to zajmuje mi to półtora godziny, a jak jest ruch to bywa, że trzy. Siedzenie za kółkiem to idealna okazja na audiobooka (dzięki dojazdom do pracy nauczyłem się lubić audiobooki!). Przerwa obiadowa w pracy to okazja na leniwy spacer po parku albo skrobnięcie czegoś na blog. I tak dalej. Dzięki temu nadal marnujemy mnóstwo czasu, ale część jednak odzyskujemy. Przy odrobinie chęci da się w ten sposób prowadzić całkiem szczęśliwe życie.

    Polubienie

    1. Dobre podejście – jeżeli człowiek już jest zmuszony „marnować czas” to warto aby się (po)starał aby przynajmniej część z niego odzyskać… audiobooki są spoko – np: w sytuacji, w której sam się znajdujesz dojeżdżając do pracy… na blog-a również można „poza domem” coś skrobnąć lub przynajmniej myśli kilka do późniejszego wykorzystania uwiecznić…

      Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz